niedziela, 3 lutego 2013

Kulig...


   Nowy rok przywitał Nekropolię całkowitą zmianą dekoracji. Późno jesienny krajobraz zastąpiła zimowa sceneria. Biały puch przykrył wszystko bardzo dokładnie. Zmora wyszła przed zamek i wciągnęła do płuc mroźne, orzeźwiające powietrze. Zdecydowanie tego jej było trzeba bo sylwestrowej zabawie. A skoro jej dobrze zrobił łyk świeżego powietrza reszcie na pewno też się przyda. Wampirzyca uśmiechnęła się szelmowsko i zniknęła w zamku. 
- No dobra ale po co ona kazała nam tu przyjść. – Coca marudził przestępując z nogi na nogę. – Przecież jest zimno. 
- Na pewno zaraz przyjdzie. Nie jękaj. – Beata przewróciła oczami widząc niezadowoloną minę wampira. – Może zajmij się czymś? – Zaproponowała wpatrując się jak Rael, Arazjel i Irbis lepią ze śniegu podobiznę złotego smoka. 
- Idę. Nie będę tu stał bez sensu. – Prychnął Coca i ruszył do wrót zamku. Był w połowie drogi kiedy uwagę wszystkich wampirów przykół  niesamowity hałas dobiegający z wnętrza zamku.
- Mam nadzieję, że ona nic tam nie wysadzi... – Skrzywiła się Bea słysząc kolejny potworny zgrzyt. Chwilę później wrota zamku otworzyły się z hukiem i pojawiły się w nich Demoniczne Sanie i pchająca je Zmorka. Zaskoczone wampiry rozeszły się na boki robiąc jej miejsce. 
-A pomóc kobiecie to już nie ma kto... – fuknęła pod nosem Zmora.
- Ela a co to kulig będzie? – Bea z niedowierzaniem przyglądała się saniom. 
- Ano będzie. – Odpowiedziała Zmorka przyglądając się uważnie męskiej części Kings Of Shaows. Jej wzrok zatrzymał się na Coce. – Chodź, chodź tu do mnie. – Uśmiechnęła się niewinnie. – A wy lećcie po sanki. 
   Dwa razy wampirom nie trzeba było powtarzać. Natychmiast rzucili się w poszukiwaniu sanek. Została tylko Zmorka uśmiechająca się tajemniczo i lekko przerażony Coca. 
Jakieś piętnaście minut później wszyscy byli gotowi. Zmora z Beatą nadzorowały przyczepianie sanek do Demonicznych Sań.
  – A gdzie Coca? – Bea wreszcie zauważyła brak hałaśliwej jednostki. Jedyną odpowiedzią był tajemniczy uśmiech Zmorki wdrapującej się na kozioł. – Chodź zobaczysz. – Bea wzruszyła ramionami i zajęła miejsce obok przyjaciółki. Po czym wybuchnęła serdecznym śmiechem. Przed saniami, zaprzęgnięty zamiast konia stał Coca. Słysząc śmiech odwrócił się, cały czerwony od mrozu i złości. – Ty sobie chyba, kurwa, żartujesz... – Wrzasnął widząc Zmorkę sięgającą po bat. Ta jednak w ogóle się tym nie przejęła. Sprawdziła czy wszyscy są gotowi i strzeliła batem tuż nad głową Coci. – Wio, koniku...
  I tak sobie jeździli po ośnieżonych polach i drogach Nekropoli. Śmiechy i zabawy było przy tym mnóstwo. Raz po raz ktoś z sanek spadał, ktoś kogoś śnieżką rzucił, aż w końcu Coca padł w śnieg i zabawa się skończyła, a rozbawione towarzystwo wróciło do zamku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz