poniedziałek, 29 października 2012

Serika...

   W sobotę spadł śnieg, a w niedzielę Mikołaj przyniósł prezenty. Z tym że Mikołaj wcale święty nie był, bo w jego roli wystąpiła Bea, a prezent był jeden. Nie ma się właściwie co dziwić, bo to jeszcze nie święta. Tak oto razem z zimą do Nekropoli zawitała wampirzyca Serika i trafiła wprost do Kings Of Shadows budząc ogólne zainteresowanie. Trudno się dziwić mała wyglądała słodko z tymi swoimi różowymi włoskami.
- To jest Serika nasze klanowe maleństwo. – Beata zaprezentowała dziecko wampirom zgromadzonym w karczmie. – Macie być dla niej mili i dbać o nią. I nie Gokuu ona jest za mała żeby uczyć ją pić. – Rozczarowany Gokuu spojrzał z wyrzutem na szefową i sam wypił zawartość butelki, którą miał właśnie podać Serice. Bea pokręciła głową z niedowierzaniem i posadziła dziecko na podłodze, żeby samo mogło się ze wszystkimi zapoznać.
   VanderLip obszedł Małą dookoła przyglądając się jej krytycznie. – I Ty się dziecku pozwoliłaś na różowo ufarbować? – Beata tylko wzruszyła ramionami. – Najwyżej się później przefarbuję. – Odezwała się Serika wprawiając wszystkich w osłupienie. – To ona już mówi? – Gokuu pierwszy otrząsnął się z zaskoczenia. – Dzieci teraz szybko się rozwijają. – Odpyskowała mu Mała. Irbis szturchnęła Ebolę – Konkurencja mi rośnie. – Zaśmiała się. – Trzeba ją uzbroić po zęby. Będzie naszym Małym koksikiem. – Powiedziała już głośniej do wszystkich.
   W poniedziałek Serika wciąż jeszcze budziła duże zainteresowanie, a Irbis była pod takim wrażeniem, że nawet zapomniała narobić zamieszania jak wróciła z misji. Od razu poleciała do sypialni Małej sprawdzać czy aby nie uciekła od nich w nocy. Dziecko nie tylko nie uciekło, ale jeszcze urosło i nawet samo chodzić zaczęło. Wypróbowując swoje nowe umiejętności Mała wybrała się na spacer po zamku i mało nie została rozdeptana przez wracającego z aresztu Alukarda. - A co to za dziecko? Czyje ono jest?
- Nie moje. – Van wyparł się wszystkiego i już miał zniknąć, ale wzrok Beatki przykuł go do miejsca. - Dziecko jest nasze wspólne. Wszyscy się będę do niego dokładać. – Rzuciła gasząc wszelkie dyskusje na ten temat. Zdezorientowany Alu wpatrywał się na przemian to w Beatę to w VanderLipa. – Się pozmieniało... A tylko 3 dni mnie nie było...  

Podglądacz

   Irbis leżała sobie na łóżku w swojej własnej komnacie i czytałam książkę. Zwyczajne, leniwe niedzielne popołudnie. W zamku panowała cisza. Widać wampiry postanowiły odpocząć po sobotniej imprezce. Irbis zahaczyła tylko o połowę, ale znając Beatkę, Gokuu i VanderLipa to na pewno działo się dużo ciekawych rzeczy do później nocy, albo nawet wczesnego rana. Teraz nikt nie miał siły na żadne harce, więc panowała cisza niemal absolutna. I właśnie w tej ciszy odgłos łamanej gałązki zabrzmiał jak wystrzał armaty. Wampirzyca odłożyła książkę i zaczęła nadsłuchiwać. Nie myliła się. Tuż pod jej oknem rozległo się ciche skrzypnięcie śniegu. Najciszej jak potrafiła podeszła do okna i poczekała aż po drugiej stronie pokaże się cień podglądacza. Szybko otworzyła okno i wciągnęła go do środka.
- Nie nauczyli Cię, że nie ładnie podglądać kobiety? – Stanęła nad zaskoczonym wampirem z groźną miną. – Liczyłeś że się przebieram?  
- Oj tam zaraz nie ładnie. – Sefor szybko odzyskał panowanie nad sobą. – Następnym razem zrobię to tak, że nie zauważysz.
- Ja wszystko widzę. – Zaśmiała się i zmierzyła wampira wzrokiem. – I co ja mam teraz z Tobą zrobić...
- Najlepiej chyba jak już sobie pójdę. – Sefor wstał z podłogi. Poprawił starganą kurtkę i ruszył do drzwi. Irbis chrząknęła tylko i pokazała na okno. – Nie wchodziłeś drzwiami. – Wampir przewrócił oczami, ale nie zamierzał z nią dyskutować. Otworzył sobie okno i wszedł na parapet. – Jeszcze tu wrócę. – Puścił jej oczko i zniknął za oknem. 

sobota, 27 października 2012

Aresztowanie...

   Wrota do zamku otworzyły się z hukiem. Do środka wpadł zimny wiatr, a w korytarzu zatańczyło kilka płatków śniegu. Weszli nie pytając o zgodę. Dziesięciu uzbrojonych po zęby żołnierzy, a za nimi nonszalanckim krokiem szedł pan i władca tego świata, Ce. Z pogardą spojrzał na wampiry, które zaciekawione wyjrzały zobaczyć co się dzieje. Kiwnął tylko głową i czterech mężczyzn ruszyło na poszukiwania przestępców. Po chwili dwóch prowadziło już skutego kajdankami Ggmxm. Nawet nie protestował, szedł grzecznie i tylko uśmiechał się smutno. Na pytające spojrzenie Beatki odpowiedział wzruszeniem ramion. Posłał jej buziaka.
   Ce niecierpliwie tupał nogą kiedy powrót kolejnych dwóch żołnierzy przeciągał się. Ich nadejście zapowiedziały odgłosy sporej awantury zakończone głuchym uderzeniem. Zaniepokojone wampiry ruszyły sprawdzić co się dzieje, ale wrogie spojrzenia zatrzymały ich w miejscu. Wreszcie zza zakrętu wyłonili się strażnicy ciągnący szarpiącego się Alukarda. Widać było, że Alu łatwo nie dał się pojmać jeden z żołnierzy zalewał się krwią z rozbitego nosa, a drugiemu pod okiem rozkwitała potężna śliwa. Eskorta Ce widząc co się dzieje natychmiast odebrała więźnia swoim kolegom i nie byli przy tym zbyt delikatni.
   - Chwila za co ich zabieracie? – Ośmieliła się zapytać Bea. Ce nawet na nią nie spojrzał. – Przeczytaj sobie na Pręgierzu. – Rzucił niedbale i wyszedł zabierając ze sobą obu nieszczęśników i całą eskortę. Irbis, ciekawska z natury poszła pod Pręgierz zobaczyć co się stało. Jak zwykle pod tablicą stał tłum wampirów, przez który trzeba było się przeciskać. Wampirzyca westchnęła i ruszyła przed siebie. Po kilku długich minutach dotarła nareszcie do tablicy i odnalazła interesujące ją imiona.

„Ggmxm – recydywa, przebieranie się na targu – 24 dni aresztu
Alukard – zakup kurtki poniżej ceny rynkowej – 10 dni aresztu.”

   Zła zacisnęła pięści. Wyciągnęła z torebki długopis i dopisała pod spodem kilka niecenzuralnych słów pod adresem Ce, czym ściągnęła na siebie uwagę strażników. Prychnęła tylko obojętnie i odeszła stukając obcasami. Włócząc się bez celu zawędrowała do więzienia. Ggmxm leżał spokojnie na pryczy w swojej celi i patrzył obojętnie w sufit. Alu natomiast krążył po celi jak zamknięty kot. Irbis stanęła przed kratami i uśmiechnęła się do niego. Chciała coś powiedzieć, ale wampir odwrócił się i z wściekłością uderzył pięścią w ścianę. Wzruszyła, więc tylko ramionami i odeszła. 

czwartek, 25 października 2012

Możesz mnie przelecieć...

   Na drzwiach tawerny jakiś dowcipniś powiesił dość koślawy napis „Klub AA”. Markusss przyjrzał mu się uważnie usiłując przeczytać. W końcu poddał się, zapukał używając obu nóg i wszedł do środka budząc ogólne zainteresowanie. Zataczając się lekko powędrował wprost do baru, gdzie barmanka czekała już na niego z drinkiem. Uśmiechnął się na ten widok i usiadł tuż obok stołka boleśnie obijając sobie tyłek. Na sali rozległo się kilka cichych parsknięć, które Markusss stłumił jednym groźnym spojrzeniem. Wszyscy zajęli się swoimi sprawami i tylko pozornie nikt nie przyglądał się jego drugiej próbie zdobycia stołka. Tym razem już udanej.
   Irbis z powątpiewaniem przyglądała się sałatce, którą zmajstrował i teraz ze smakiem zajadał Gokuu. Ogórek kiszony, pomidor, cebula i ocet... Wzruszyła ramionami. W końcu z pewnością to lepsze niż te śledzie, które wieczorami wytwarzał z Chińczyków, a potem zjadał przy wódeczce. Pogrążona w myślach aż podskoczyła, kiedy do ich tawerny wpadł wściekły Dziku. - I co to ma być! – Wrzeszczał od progu pokazując na Króla Juliana palcem. – Tyle awantur o to, że mamy Was nie atakować. A ona się na mnie rzuciła! W moim własnym mieście.
   Julka wzruszyła tylko ramionami i pociągnęła łyk swojego kolorowego drinka. – No i co się tak awanturujesz? Możesz mnie w ramach rekompensaty przelecieć. Będę na Ciebie czekać nago u siebie w mieście za jakieś piętnaście minut. – Dopiła drinka i ruszyła do wyjścia ściągając płaszcz i rzucając go w kąt tawerny. – Wrócę tu po niego. – Puściła oczko Dzikowi.
   Chłopak spojrzał na nią nie bardzo wiedząc czy żartuje czy mówi serio. Zaczerwienił się więc tylko. – Nie trzeba. Mamy w końcu umowę. Nie będę atakował kobiety. – Syknął i wyszedł trzaskając drzwiami.
   Jula spojrzała na Szefową lekko zaskoczona. – Czy ja mu się nie podobam? – Przyjrzała się sobie krytycznie. Jedynym komentarzem Beaty na ten temat był szczery wybuch śmiechu. Julka po raz drugi wzruszyła ramionami i wróciła na swoje miejsce, aby Markusss mógł jej dalej opowiadać o swoich zakupowych planach.

piątek, 19 października 2012

Polowanie

   Noc była jasna, bezchmurna. Na niebie lśniły miliony gwiazd, a księżyc w pełni spowijał świat srebrzystym światłem. W takie noce nic się nie działo, a wszystkie miasta były widoczne jak na dłoni. Nie było mowy o jakimkolwiek ataku. Wartownik ziewając zszedł na chwile ze swojego posterunku. Dlatego nikt nie zobaczył jak dwa cienie przeskakują zamkowe ogrodzenie i znikają w otaczającym go lesie. Koty ruszyły na łowy. Las był ich domem i tej nocy objęły go we władanie. Niczym duchy bezszelestnie przeskakiwały powalone pnie i wspinały się na drzewa. Wskakiwały wprost w krąg cieni by patrzeć jak te uciekają z przestrachem. Nikt nie ośmielił się stanąć im na drodze. Tylko tutaj czuły się naprawdę dobrze.
   Jak dwa ciała kierowane jednym umysłem koty doskonale odczytywały swoje intencje i reagowały natychmiast na najdrobniejszą nawet zmianę zachowania. Dlatego kiedy tylko Puma zatrzymał się Irbis wiedziała, że w pobliżu jest ich zdobycz. Ruszyli półkolem trzymając się wiatru wiejącego im prosto w nozdrza. Zapach jelenia był wyraźny. Koty zwolniły, przykucnęły, węszyły przez chwilę, po czym ruszyły przed siebie na lekko ugiętych łapach. Wreszcie zobaczyły go. Był piękny, ogromy, jego kasztanowa sierść lśniła w blasku księżyca. Ogromne poroże zawadzało o najniższe gałęzie. Dziś z pewnością nie pójdą spać głodni. Irbis przyczaiła się w krzakach niemal pod nosem pasącego się jelenia, Puma w tym czasie zaszedł go od prawej i czekał. Kocica skoczyła, ale jelenia już tam nie było. Odskoczył i pognał wprost do czekającego już na niego drugiego kota. Puma miał więcej szczęścia, Kiedy zwierzę przebiegało obok niego wbił pazury w jego bok. Już miał ponowić atak kiedy las zamarł. Na chwilę na srebrnej tarczy księżyca pojawił się olbrzymi czarny cień. Koty już wiedziały że tej nocy zapolują na większą zdobycz. W jednej chwili zupełnie straciły zainteresowanie rannym jeleniem pozostawiając go swemu losowi i popędziły w miejsce gdzie wylądował smok.
   Byli naprawdę blisko. Każdy włosek w ich futrach aż elektryzował od magicznej aury, która otaczała smoka. Przysiedli nisko na łapach i z brzuchami dotykającymi niemal ziemi zagłębili się w cień krzewów. Był tam. Siedział na niewielkiej polanie pośród drzew, idealnie czarny zdawał się pochłaniać światło księżyca i gwiazd. Na ułamek sekundy koty wstrzymały oddech porażone pięknem istoty, którą za chwilę zamierzały zabić. Najciszej jak potrafiły zmniejszyły dystans jaki ich dzielił. Wszystkie te wysiłki były jednak bezcelowe. Smok dokładnie wiedział gdzie czają się koty i tylko czekał na ich ruch. Puma wyskoczył pierwszy. Ruda strzała w ułamku sekundy wbiła kły i pazury w grzbiet bestii. Drapiąc i gryząc rozrzucał na bok czarne łuski i ranił miękką skórę znajdującą się pod nimi. Irbis zastosowała inną taktykę. Rzucała się na smoka, zadawała kilka ciosów i odskakiwała. Tylko to przedłużyło jej życie. Rozwścieczony smok nie mogąc zrzucić Pumy ze swojego grzbietu wzbił się kilka metrów w górę i runął w dół miażdżąc kota. Chwilę później Irbis dostała się w jego łapy. Jedno silne uderzenie wysłało ją prosto w najbliższe drzewo. Smok ryknął triumfalnie i wypuścił z ogromnej paszczy kłąb dymu. Uznał walkę za skończoną. Rozłożył czarne skrzydła i odleciał w tylko sobie znanym kierunku.
   Wstawał świt kiedy koty odzyskały przytomność. Poranione, zmęczone i głodne wróciły do zamku. Z trudem pokonały wysoki mur i zaszyły się we własnych komnatach liżąc rany zarówno te fizyczne, jak i te zadane ich dumie. 

niedziela, 14 października 2012

Leniwa sobota...?

   Leniwe sobotnie popołudnie,a takie nie zdarzają się często. Żadnych awantur, nikt nie szuka ekipy na ekspedycję, nawet Bea odpuściła dzisiaj ćwiczenia. Korzystając więc z wolnego czasu większość wampirów zajęła się swoimi sprawami. W zamku panowała cisza niemal idealna. Kilka rozleniwionych mieszkańców, nie mających akurat nic lepszego do zrobienia zabłądziło do tawerny. Porozkładali się na fotelach i wsłuchiwali w płynącą z głośników muzykę lub rozmawiali cicho.
- A wiecie co to jest foch? – Alukard zagadał zgromadzone wokół niego wampirzyce.
- No co to jest? – Zainteresowała się Bea.
- Spotykają się dwie koleżanki. Jedna taka szara myszka, a druga umalowana, ubrana, super samochód itp. I ta pierwsza się pyta „Jak Ty to robisz, że Cię stać na to wszystko?” „Strzelam FOCHA” Pierwsza przemyślała sprawę i postanowiła spróbować. Następnym razem spotykają się i ta pierwsza ma wielkie limo pod okiem. „Co Ci się stało?” Zainteresowała się ta druga. „Jak to co? Strzeliłam focha. Powiedziałam, że nie będę sprzątać, gotować i prać.” Druga złapała się za głowę „Głupolu! Przecież mi chodziło o FOCHA, czyli Fachowe Obciąganie Ch...” – Wampirzyce parsknęły śmiechem.
- Dobre. Przypomnę jak któryś z panów strzeli focha. – Zaśmiała się Bea.
- Gdzie on jest? – Sielankę przerwała wściekła Agina. Tak energicznie otworzyła drzwi do tawerny, że uderzyły o ścianę i posypał się tynk. – Za chwilę będzie o jednego wampira mniej w tym klanie. Bo zabiję Arahana jak go znajdę.
- Nie zabijaj go, bo będzie o dwa wampiry mniej. – Zmartwiła się Irbis, ale Agisa już tego nie słyszała bo wyszła trzaskając drzwiami. Wampiry spojrzały na siebie zaskoczone i wróciły do swojego lenistwa. Po chwili piętro wyżej rozległ się potężny huk, a zaraz potem kilka rzeczy rozbiło się on podłogę. – Oni nam zdemolują zamek. – Gokuu z niepokojem przyglądał się sufitowi jakby miał spaść im na głowy.
- Żeby się tylko nie okazało, że trzeba będzie świeczki palić i paczki do więzienia wysyłać. – Irbis z niedowierzaniem pokręciła głową.
- Dobra. Idę sprawdzić co tam się dzieje. – Gokuu był w połowie drogi do drzwi kiedy Arahan i Agina weszli objęci do tawerny.
- O żyjesz. – Irbis ucieszyła się na widok Arahana.
- Jeszcze trochę pożyje. – Agina szturchnęła Arahana biodrem. – Ale pożegnajcie się bo już niedługo.
- Nie tak łatwo mnie zabić. Twardy jestem. – Wampir puścił oczko do Irbis.
- To dobrze bo mieliśmy się napić. – Zaśmiał się Gokuu i zabrał Arahana prosto do baru, gdzie przysiedli się do butelki podanej im przez barmankę. 

sobota, 13 października 2012

Foch...

   Była zmęczona, głodna i brudna, kiedy wreszcie wróciła do zamku. To jednak nie było ważne. Śpieszyła się. Chciała nareszcie pokonać czarnego smoka, a Alukard obiecał pomoc. To była sprawa honoru. Tyle razy próbowała i za każdym razem wracała z podwiniętym ogonem. Teraz musiało się udać. Nie tracąc czasu Irbis pobiegła od razu do jego pokoju. Ten jednak zamknięty był na klucz i najwyraźniej nikogo tam nie było. Westchnęła tylko i poszła do tawerny. Na pewno siedział tam z resztą i pił. Lepiej jak go szybko znajdzie. Pijany niezbyt jej się przyda.
   Otworzyła drzwi i wpadła do środka. Tawerna była prawie pusta. Na jednej z kanap siedziała Bea z VanderLipem. Najwyraźniej byli bardzo sobą zajęci, bo zupełnie nie zwrócili na nią uwagi. Wyszła cichutko zamykając za sobą drzwi. – Gdzie on może być... – Zupełnie nie miała już pomysłu gdzie szukać. Nagle wrota zamku otworzyły się i do środka weszła rozbawiona grupa. Irbis pogrążona w swoich myślach zarejestrowała tylko Sawę, który szedł jako pierwszy. Reszty nawet nie zauważyła.
- Cześć Irbis. Już wróciłaś? – Alukard podszedł do wampirzycy i chciał się przywitać, zamiast tego napotkał jej zimny wzrok. – Fajnie że poszedłeś ze mną na czarnego. Bardzo Ci dziękuję. – Prychnęła. Spojrzał na nią zaskoczony. – To nie tak... – Próbował się wytłumaczyć, ale Irbis już nie było. Odwróciła się i odeszła. – No jak chcesz... Do zobaczenia... – Wzruszył ramionami i poszedł z resztą napić się czegoś. W końcu przecież jej przejdzie.
   Był późny wieczór. Większość wampirów siedziała w tawernie i popijała rozmaite trunki. Śmiali się, rozmawiali, niektórzy przeżywali swoje wyprawy, inni chwalili się przedmiotami znalezionymi w zamkowych lochach. W głośnikach rozbrzmiewała cicha muzyka. I właśnie wtedy weszła Irbis. Ubrana w wysokie szpilki i bardzo krótką spódniczkę ściągnęła na siebie uwagę niemal wszystkich obecnych. Przeszła przez całą salę i usiadła koło Beatki. – Nie mam z kim iść na czarnego. – Poskarżyła się. Bea zmierzyła ją wzrokiem. – Weź Urbieg. – Pusciła jej oko. Irbis niepewnie spojrzała na swojego przyszłego towarzysza podróży. W końcu zdecydowała się i podeszła. – Cześć. Pójdziesz ze mną na czarnego? – Urbi spojrzał na nią znad piwa, które właśnie pił. – Pomyślę. – Mruknął i ponownie zajął się piwem. Dziewczyna kiwnęła głową i poszła do baru zamówić sobie jakiś soczek. Była w połowie szklanki kiedy Urbi klepnął ją w ramię. – No chodź. - Naprawdę? – Aż podskoczyła z radości. – Dziękuję. – Pocałowała go w policzek i ruszyli do wyjścia. Wampir odwrócił się, puścił oczko do szefowej i otoczył Irbis ramieniem. – No chodź, chodź. – Razem opuścili tawernę. Alukard patrzył jak wychodzili i jakoś nie bardzo mu się to podobało.

Spokojnie to tylko ćwiczenia....

   Wampiry to dumne zapatrzone w siebie istoty. Rzadko zauważają świat dookoła, a już prawie zupełnie nie widzą ludzi. Rodzina Kings Of Shadows nie jest inna. Większość z nich ledwie zdaje sobie sprawę z tego, że nie mieszkają w zamku sami. Jeszcze mniej wie, że ubrania same się nie piorą, korytarze nie sprzątają, a drinki same nie wskakują na stół. Te wszystkie czynności wykonuje służba i jest jej w zamku naprawdę dużo, ale przecież nikt nie zwraca na nią uwagi...
   Plan był idealny. Bea tej nocy dała wolne całej służbie, a zamiast nich do zamku wprowadziła żołnierzy z zamku Midian. Nikt z mieszkańców Kings Of Shadows nawet nie zorientował się, że miała miejsce taka zamiana i wszyscy spokojnie zasnęli w swoich łóżkach. A raczej prawie wszyscy... Było już grubo po północy, kiedy Wolek i Ggmxm wytoczyli się z zamkowej tawerny. Szli korytarzem najciszej jak potrafili, starając się nie obudzić reszty. Szło im dobrze dopóki Wolkowi na drodze nie stanęła stara zabytkowa waza. Stolik zakołysał się, a waza z hukiem roztrzaskała się o podłogę. Nieco zdeprymowane wampiry rozejrzał się dookoła. – Hej Ty! – Zawołał Ggmxm widząc przekradający się korytarzem cień. – Posprzątaj to. – Rozkazał, po czym złapał Wolka za rękę i pociągnął wgłąb korytarza wprost na czekających już tam Stanleya i Shadow. Zanim zdążyli wyciągnąć swoją broń napastnicy powalili ich na ziemię i związali. Na szczęście waza narobiła tyle hałasu, że ze swoich pokoi zaczęły wyglądać zaciekawione wampiry. Arahan, którego komnata znajdowała się najbliżej, pierwszy ruszył do walki raniąc swoimi zaklętymi pałkami trzech obcych. Widząc kiepską sytuację kolegi Kacper rzucił mu się z pomocą i w ostatniej chwili śmiertelnie ranił podkradającego się od tyłu CelnicKa. – Dzięki. – Uśmiechnął się Arahan i zniknął w tłumie walczących. Kacper wzrokiem poszukał następnego przeciwnika. Zirael zbliżał się już do niego z mieczem w jednej dłoni i sztyletem w drugiej. Wampiry skinęły sobie głowami i rozpoczął się zabójczy taniec. Pięści Niebios z łatwością parowały ciosy. Ich siła była tak duża, że Kacper cofając się wreszcie oparł się plecami o ścianę. Teraz już nie miał innego wyjścia jak tylko zaatakować. Na ułamek sekundy stracił koncentrację i ta sekunda kosztowała go życie. Sztylet z zabójczą precyzją wbił się w jego serce.
   Tymczasem za zakrętem walka nieoczekiwanie została przerwana pojawieniem się gołego Jacolda. Irbis była właśnie zajęta unikaniem ciosów Gutola, kiedy Jacold zawinięty w ręcznik wybiegł ze swego pokoju. – Co się tu dzieje? – Wrzasnął ściągając na siebie uwagę walczących. W tym samym momencie ręcznik powoli osunął się na ziemię. Wampirzyca tak się na niego zapatrzyła, że zupełnie zapomniała o tym co się dzieje dookoła. – Irbis! – Upomniał ją Alukard. Odwróciła się w samą porę aby zobaczyć lufę akacza wymierzonego prosto w nią. Chwilę później otoczyła ją przyjemna ciemność. Alukard, który nie zdążył się uchylić przed mieczem Lorda Mariusza, dołączył do niej. Właśnie w to zamieszanie wkroczyła Bea, z niesmakiem patrząc na porażkę swoich ludzi. Pokręciła z niedowierzaniem głowę i wycelowała swe uzi w Gutola, który wciąż jeszcze stał pochylony nad ciałem Irbis, posyłając go w długą drogę do piekła. Rozejrzała. Niedaleko od niej Rotarr usiłował sobie poradzić z Anti, ale nie szło mu najlepiej. Anti nie mogąc użyć swojej broni zaczął splatać czar. Bea próbowała mu przeszkodzić. Było już jednak za późno. Magiczna błyskawica przeszyła ciało Rotarra. Bea zaklęła pod nosem i poszła zobaczyć jak radzą sobie inni.
   Nagisa do tej pory obserwowała wszystko zza uchylonych drzwi swojej sypialni. Nie bardzo mając jak włączyć się do walki. Teraz jednak okazja nadarzyła się sama. Zadowolony ze swojego zwycięstwa nad Alukardem Lord Mariusz przeszedł tuż obok jej pokoju zupełnie jej nie zauważając. Ostrożnie wysunęła lufę przez drzwi i wystrzeliła serię prosto w jego plecy. Wampir odwrócił się i padł martwy. Nad jego ciałem stał Myszowaty z dymiącym uzi w dłoni. Puścił oczko do Nagisy i zniknął za rogiem. Wampirzyca pobiegła za nim. W dwójkę mieli większe szanse na przeżycie. – Musimy dotrzeć do reszty. – Rzucił Myszowaty kiedy mijali ciała Valkirii i Aginy. Nagisa mocniej zacisnęła dłoń na broni.
   VanderLip stanął w progu pokoju i zapiął rozporek. Rozejrzał się w nadziei, że gdzieś w pobliżu jest Bea i będą mogli wrócić do środka skończyć to co zaczęli. Niestety nie było jej nigdzie w zasięgu wzroku. Był za to Jacold bezskutecznie próbujący zawiązać ręcznik. VanderLip spojrzał na niego lekko zaskoczony, po czym wzruszył ramionami. – W sumie czemu nie... Niepotrzebnie traciłem czas na ubieranie się... – Przeciągnął się leniwie i ruszył ku odgłosom toczącej się walki.
   Pozostali przy życiu obrońcy zbili się w ciasną grupkę i gradem kul zasypywali pojawiających się w pobliżu wrogów. Kiedy VanderLip do nich dołączył szala zwycięstwa zdawała się przechylać na ich stronę. Od celnych strzałów Airy, Zmory, VanderLipa i Bruka śmierć poniosło czterech napastników. Bea uśmiechnęła się. Nareszcie wzięli się do roboty. VanderLip podszedł do niej i objął ją w pasie. Delikatnie ugryzł ją w szyję. – Później... – Wyszeptała. – Mnie tłum nie przeszkadza. – Zaśmiał się Van i przycisnął ją do ściany. Właśnie ten moment napastnicy wybrali na swój ostateczny atak. Nagisa, Aira, Bruk, Zmora i Vendetta zginęli pod pierwszym ostrzałem. Kolejna seria dosięgnęła VanderLipa. Bea zdąrzyła jeszcze podnieść swoje uzi i oddać kilka strzałów. Walka była już jednak przegrana, a klanu Midian nic nie mogło powstrzymać. Chwilę później kule dosięgły ją i Jacolda. Jako ostatni zginęli Bai Lang i Arahan.
- Dziękuję wszystkim za udział w ćwiczeniach. To już koniec. – Elza stanęła na środku korytarza z kpiącym uśmiechem na twarzy. – Wygląda na to że wygraliśmy.
- Nie ciesz się tak. – Warknęła Bea piorunując ją wzrokiem. – Jeszcze się odegramy.
- Nie wątpię. – Zakpiła Elza. Machnęła ręką do swoich wampirów i śmiejąc się opuścili Kings Of Shadows.
   Bea patrzyła za nią z wściekłością. – Posprzątajcie ten bałagan. – Złapała VanderLipa za rękę i pociągnęła go do swego pokoju. Dopiero kiedy drzwi się na nimi zatrzasnęły wampiry odetchnęły. Może nie będzie tak źle...

poniedziałek, 8 października 2012

Złota Wieża - Nareszcie w domu...

   Cinek już miał kłaść rękę na klamce, kiedy drzwi nagle odskoczyły i z zamku wypadł Wolf. Nie zatrzymując się złapał Irbis za rękę. - No nareszcie ile można czekać. - Zdezorientowana wampirzyca nawet nie zdążyła zareagować a już znowu była w tym przeklętym lesie. Westchnęła tylko i nie zwalniając kroku starała się jakoś doczyścić kurtkę. - Czy to naprawdę nie mogło poczekać do rana? Nawet się nie zdążyłam umyć... - Zaczęła marudzić zrównując swój krok z Wolfem. - A jak ktoś nas ubiegnie i zgarnie cały skarb? - Odezwała się Zmora biegnąca tuż za nimi. - Dokładnie tak, nie ma czasu do stracenia. - Przytaknął Wolf i jeszcze bardziej przyspieszył. Teraz już Irbis naprawdę miała problem żeby za nim nadążyć. Nie dość, że była z nich wszystkich najmniejsza, to jeszcze siniaki po walce z hydrą dawały jej się wyznaki. - A w zamku czeka na mnie ciepłe łóżeczko... - Szepnęła sama do siebie. - Jak zdobędziemy skarb kupisz sobie nowe łóżeczko. - Rozmarzona wampirzyca aż podskoczyła kiedy tuż obok niej odezwał się Arturro. Spojrzała na niego lekko urażona i spróbowała szybciej przebierać nóżkami. W końcu im szybciej dotrą na miejsce tym szybciej wrócą.
   Chwilę później ich oczom ukazało się wąskie wejście do doliny Złotej Wieży. Wolf szybko przeprowadził przez nie i skręcił w prawo trzymając się blisko skalnej ściany. Zaciekawiona Irbiska rozglądała się dookoła. Nigdy wcześniej nie była w takim miejscu. Wyraźnie czuła pulsującą tu magię, a daleko przed nimi w świetle księżyca lśniła legendarna Złota Wieża, od której dolina wzięła swoją nazwę. Nagle Wolf zatrzymał się. - To tutaj... - Szepnął i zniknął w ciasnej skalnej szczelinie. Wampiry jeden po drugim podążyły za nim. Szybko okazało się, że szczelina jest wejściem do olbrzymiej jaskini wypełnionej złotem. Stanęli jak wryci. Nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczali, że skarb może być wielki. Przed nimi rozciągały się góry złota i szlachetnych kamieni. Pod ścianami leżały porozrzucane różnego rodzaju bronie i zbroje. - Dobra, niech każdy bierze ile zdoła i spadamy zanim wróci smok. - Zarządził Wolf i nie czekając na reakcję reszty zaczął z najbliższej sterty wybierać drogocenne kamienie. Pozostali natychmiast poszli w jego ślady. 
   Torby i plecaki zapełniały się bardzo szybko. Wolf rozpoczął przeglądanie broni porozrzucanej pod ścianami, kiedy dostrzegł rapier z rękojeścią wysadzaną kamieniami. Nie zastanawiając się długo pobiegł w jego kierunku, nie zdając sobie nawet sprawy, że ten ruch uratował go przed szponami smoka. Odwrócił się chcąc pokazać pozostałym swoją zdobycz i ujrzał olbrzymiego złotego smoka lecącego wprost na Irbis.       - Irbis! - Wrzasnął, ostrzegając towarzyszkę. Dziewczyna chciała się odwrócić, ale straciła równowagę i ześlizgnęła się z góry, którą właśnie przeszukiwała. Pechowo zza tej samej góry wychylił się Arturro  aby zobaczyć co się dzieje i nadział się wprost na rozczapirzoną w ataku łapę smoka. W całym zamieszaniu Zmora wykazała się największym opanowaniem i rzuciła na smoka czar paraliżujący. Bruk wyciągnął swojego akacza i posłał w stronę smoka serię pocisków pozbawiając go kilku ślicznych łusek i dając swoim towarzyszom czas na otrząśnięcie się z początkowego zaskoczenia. Chwilę później dołączyli do niego Zmora i Arturro.
   Irbis wygrzebała się spod lawiny złota i rzuciła się na smoka. Biła w niego rapierami próbując przebić się przez pancerz twardych łusek. Wolf radził sobie znacznie lepiej. Uderzeniem rapiera odciął potworowi końcówkę ogona. Wrzask jaki wyrwał się z płuc smoka zmusił wampiry do przerwania ataku. Irbis, Arturro, Zmora i Bruk zwinęli się w kłębek na podłodze zasłaniając dłońmi uszy. Jedynie Wolf ogarnięty jakimś szałem nie zważał na ból powodowany wrzaskiem umierającej istoty. Zamachnął się rapierem i jednym, czystym ciosem pozbawił przeciwnika głowy. Czarna jak smoła krew zalała podłogę. Oszołomione wampiry powoli zaczęły dochodzić do siebie po dobytej walce, kiedy jaskinię spowiła gęsta mgła. Przerażeni zbili się w ciasną grupę i z bronią w gotowości czekali na kolejnego przeciwnika. Po woli, tuż przed nimi mgła zaczęła gęstnieć przybierając kształt Pana Ciemności. Niemal jednocześnie padli na kolana. Nie śmiejąc nawet spojrzeć na oblicze swego władcy. - Wstań Wolfie. - Padł rozkaz, któremu nie sposób było się przeciwstawić. - Zadowoliłeś dziś swego Pana. Oto Twoja nagroda. - Demon pstryknął palcami i w tej samej chwili na piersi Wolfa pojawiła się Odznaka Łowcy Złotych Smoków. Wampir pochylił się by  obejrzeć swoją nagrodę, a kiedy ponownie podniósł wzrok znajdował się tuż przed bramą rodzinnego zamku. 
   Bruk pierwszy wstał z kolan i podszedł złożyć gratulacje dumnemu koledze. - Dobra robota. - Uśmiechnął się i poklepał go po ramieniu. Pozostałe wampiry ściskały mu ręce, klepały go po plecach, a Irbis nawet cmoknęła go w policzek. Bez wątpienia była to jedna z najbardziej udanych wypraw...

niedziela, 7 października 2012

Wielki Step... Trudnej nocy ciąg dalszy...

   Kiedy tylko Irbis opuściła bezpieczne mury zamku Kings Of Shadows otoczył ją potężny, złowrogi las. Za dnia było to miejsce niezbyt przyjemne, ale dopiero w nocy stawało się naprawdę przerażające. Dziwne, nieludzkie cienie tańczyły między drzewami, powoli otaczając śmiałka który wszedł na ich terytorium. Z wysokich koron drzew dobiegały dźwięki, które w ludziach i wampirach budziły zimny, pierwotny strach. Mimo iż wampirzyca starała się zachować zimną krew wkrótce zaczęła biec. Byle jak najszybciej dotrzeć do Ciszy i wreszcie wydostać się z tego upiornego miejsca. Kilka razy wydawało jej się, że słyszy między drzewami śmiech przyjaciół. Jednak była to tylko kolejna sztuczka lasu mająca zwabić wędrowca w jakąś upiorną pułapkę. Irbis wolała się nad tym nie zastanawiać. Teraz znów usłyszała wesoły śmiech. Zatrzymała się na chwilę nadsłuchując. Tym razem to musieli być oni. Źródło głosów znajdowało się gdzieś przed nią. Na wszelki wypadek jednak wyciągnęła swoje rapiery i powoli, najciszej jak potrafiła ruszyła w ich stronę. Słowa nie są wstanie opisać jak wielka była jej ulga kiedy zza drzew wyłoniły się znajome sylwetki. Natychmiast schowała rapiery do pochew i potykając się popędziła do przyjaciół.  
- Hej. Spokojnie nikt Cię przecież nie goni. - Zaśmiał się Cisza na widok przerażonej wampirzycy. Jedyną odpowiedzią jaką uzyskał był piorunujący wzrok Irbis. - Słowo daję pierwszy raz widzę wampira który boi się ciemności... - Mruknął do siebie i poprowadził drużynę prosto w stronę Wielkiego Stepu.
   Las skończył się równie gwałtownie jak się zaczął ustępując miejsca porośniętemu trawą stepowi. Cisza zaśmiał się kpiąco. - To będzie łatwe. - Śmiało ruszył wprost na równinę. Reszta wymieniła między sobą kpiące uśmieszki i ruszyła za nim. Tylko Agina została lekko z tyłu jej wampirzy instynkt alarmował, że w tej ciszy nie wszystko jest w porządku. W końcu i ona rozglądając się na boki weszła ostrożnie na trawę. Te kilka sekund zwłoki pozwoliły jej uniknąć pierwszego ataku hydry, która nagle wyłoniła się zza kępy szczególnie wysokiej trawy. Wampirzyca w ostatniej chwili odskoczyła w bok przed jedną z zabójczych głów. Kątem oka zobaczyła jak dwie pozostałe zatapiają swoje kły w ciele Ciszy. Potwór już miał zaatakować Aginę ponownie, kiedy jeden z rapierów Irbis trafił go w długą szyję. Hydra syknęła rozwścieczona skupiając na Irbisce całą swoją uwagę. Ten moment właśnie wykorzystał Cinek do rzucenia czaru. Hydra zastygła w bezruchu, a wampiry rzuciły się na nią jak wściekłe psy. Irbis okładała ją swymi ostrzami, a Cinek z Aginą rozpoczęli ostrzał.
   Kule raz po raz przebijały grubą skórę, żadna jednak nie okazała się śmiertelna... Spanikowane wampiry traciły koncentrację i wreszcie czar został złamany. Głowy z prędkością błyskawicy wystrzeliły w stronę napastników. Dwie z nich dosięgły Irbis powalając ją na ziemię. - Uważaj! -Wrzasnął Cinek. Chwilę później zdał sobie sprawę z tego jak wielki był to błąd. Wszystkie trzy głowy zaatakowały go równocześnie. Dla niego walka już się skończyła. Osamotniona i przerażona Agina próbowała jeszcze strzelać, ale ręce tak jej się trzęsły, że tylko kilka kul trafiło w cel...
   Walka była skończona. Cztery wampiry leżały na ziemi bez ruchu czekając aż hydra znudzi się krążeniem między nimi i odejdzie. Minuty ciągnęły się niczym godziny. Wreszcie potwór zainteresował się czymś innym i oddalił się od pobojowiska. Nie czekając dłużej wampiry poderwały się do biegu. Zatrzymali się dopiero tuż przed bramą wejściową zamku. Otrząsnęli się z błota. Popoprawiali ubłocone, stargane ubrania i po cichutku postanowili wślizgnąć się do środka. 

sobota, 6 października 2012

Trudna noc...

   Wieczór powoli zamieniał się w noc pogrążając zamek w ciemności. Większość wampirów już spała i tylko nieliczne nocne marki kręciły się jeszcze po korytarzach. W sali narad przed kominkiem, pochylony nad mapą siedział Wolf. Mamrotał coś do siebie pod nosem, nagle zerwał się z miejsca i zaczął gorączkowo pakować swoje rzeczy. Irbis do tej pory pogrążona w lekturze spojrzała na niego zaciekawiona. - Co robisz? - Zapytała zupełnie tracąc ochotę na dalsze czytanie. Wolf chyba dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nie jest sam w pokoju. - Idę po skarb złotego smoka. Idziesz ze mną? - Oczy młodej wampirzycy rozszerzyły się w podnieceniu. Oczami wyobraźni już widziała góry złota czekające na nich w jakiejś jaskini. - Pewnie! - Zawołała i nie czekając na odpowiedź poleciała się pakować.
   Irbis właśnie próbowała upchnąć do swojego plecaczka jeszcze jedną torbę na skarby kiedy do drzwi jej komnaty zapukał Wolf. Natychmiast rzuciła się by je otworzyć, przewracając po drodze krzesło. - Już jestem gotowa. Możemy iść. - Uśmiechnęła się szeroko.
- Chciałem Ci tylko powiedzieć, że jednak nie idziemy dzisiaj. Wiesz Cisza postawił hydrę - Zaczął się tłumaczyć Wolf. - Więc raczej nie znajdę chętnych żeby z nami poszli. Jutro pójdziemy. - Dodał widząc rozczarowaną minę dziewczyny.
- No tak, tak masz rację to jutro pójdziemy. - Uśmiechnęła się smutno i zniknęła we wnętrzu pokoju. Wolf nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić wrócił do sali wspólnej i znowu zatopił się w mapach.
   Jakąś godzinę później Irbis wyszła ze swojego pokoju i smętnie kręciła się po korytarzach szukając dla siebie jakiegoś zajęcia. Ostatecznie zdecydowała wejść do zamkowej karczmy, tam zawsze dużo się działo i nawet w środku nocy można było z kimś pogadać. Zamówiła sobie soczek i usiadła przysłuchując się lekko już podpitemu towarzystwu. Wystarczyła chwila żeby wsiąkła bez reszty, nie zauważyła nawet, że Alukard jej się przypatruje od dłuższego czasu. - A co Ty tu robisz? - Odezwał się, a na sali momentalnie zapadła cisza. - Za dużo pieniędzy masz? Szoruj z Ciszą na hydrę.
- Ale... - Chciała zaprotestować, ale Alukard nawet nie dał jej zacząć. - Żadne ale. Leć to jeszcze ich dogonisz.
Widząc, że nie ma innego wyjścia Irbis złapała swoją kurtkę i poleciała szukać Ciszy. Ledwie zamknęły się za nią drzwi do karczmy wpadł Wolf. - Gdzie jest Irbis? Jednak idę poszukać tego skarbu. - Wydyszał rozglądając się po wnętrzu.
- Siadaj. Właśnie poleciała z Ciszą szukać hydry. - Rzucił ktoś z tłumu, po czym wszyscy wrócili do rozmowy. Wolf posiedział chwilę. Pomyślał. - Trudno pójdę sam. - Stwierdził i ruszył w stronę wyjścia.
- Poczekaj idę z Tobą - Zmora leniwie podniosła się ze swojego miejsca i poszła szukać swojej broni.
- W sumie to może i ja bym się ruszył... - Arturro zamyślił się nad niedokończonym piwem, po czym dopił je szybko i ruszył za pozostałą dwójką.
- Tylko poczekajcie na Irbis! - Krzyknęła za nimi Bea oglądając podanego jej właśnie przez służącą drinka. - To o czym myśmy mówili? - Zapytała siedzącego najbliżej siebie wampira, ten jednak zdezorientowany wzruszył ramionami...  

Skorupia Pustynia

   Dzień był pochmurny. Ciężkie sino niebieskie niebo wisiało nad zamkiem, kiedy Sawa rozpoczął przygotowania do ekspedycji. Kręcił się po dziedzińcu rozklejając plakaty i od czasu do czasu pukając do drzwi niektórych klanowiczów. Irbis przyglądała się temu wszystkiemu z okien swojego pokoju. Z jednej strony chciałaby z nimi pójść, a z drugiej, bała się że będzie tylko zawadzać. Kręciła się po pokoju nie wiedząc co zrobić. Tymczasem na dziedzińcu zbierał się coraz większy tłum chętnych. - A co mi tam i tak mnie pewnie nie zabiorą... - mruknęła. Złapała swoją kurtkę, poprawiła rapiery i poleciała na plac. Niektórzy zerkali na nią z zaciekawieniem, inni uśmiechali się pod nosem. Irbis naciągnęła kaptur chowając twarz w jego cieniu. Przynajmniej teraz nikt jej nie widział. Czekała razem z innymi.... 
   W końcu Sawa wyszedł na środek. - No dobra... - Zaczął i uważnie przyjrzał się zebranym. - Kopidol, Ggmxm, Arahan, Skeleton, Kacper, Brahmaparus, Bloody Baron, Jacold, Alukard, Valkiria i... - zawahał się przez chwilę - No chodź Irbis. - Dziewczyna rozejrzała się trochę niepewnie i dołączyła do grupy. Alukard poklepał ją po ramieniu. - Uszy do góry. - Wyszeptał, kiedy drużyna zbierała swój ekwipunek. Chwilę później byli już w drodze.
   Nieśmiałe promienie jesiennego słońca przedzierały się przez chmury, kiedy wreszcie dotarli na Skorupią Pustynię. Sawa pierwszy dostrzegł ogromnego bazyliszka i nie czekając na resztę postanowił zaskoczyć bestię. Potwór nawet nie zorientował się kiedy w jego głowę raz po raz uderzały zaklęte pałki. Otępnienie potwora nie trwało jednak długo. W jego polu widzenia pojawiło się trzech wrogów. Zamachnął się potężnymi łapami próbując dosięgnąć Irbis i Ggmxm. Oboje widząc zbliżające się łapy uskoczyli w bok unikając poranienia. Niestety Baron biegnący tuż za dziewczyną nie zdążył się w porę uchylić i ostre jak brzytwy pazury rozerwały jego ramię. Bazyliszek szykował się już do kolejnego ataku na niego. W samą porę jednak do akcji wkroczyli Arahan, Kacper i Skeleton skutecznie odwracając jego uwagę.
   Sztylety, topory i niebiańskie pięści w szaleńczym rytmie wbijały się w ciało gada. W tym czasie Alukrad, Kopidoł, Brahmaparus, Jacold i Valkiria rozpoczęli ostrzeliwanie potwora. Wśród świszczących nad głowami kul Irbis i Ggmxm pozbierali się i również rzucili do ataku. Wampiry obsiadły potwora i wydawało się im już że walka jest wygrana kiedy nagle Kopidol i Baron zamarli w bezruchu. - Cholera... - Syknął Sawa. - Uważajcie na jego oczy. - Wrzasnął.
   Irbis zaszła tym czasem potwora od tyłu i swoimi rapierami usiłowała trafić w potężny ogon. Wreszcie udało się wbić w niego broń. Uśmiechnęła się pod nosem i był to jej ostatni uśmiech w tej walce. Zraniony gad odwrócił się nagle i jednym potężnym uderzeniem łapy posłał Irbiskę prosto w skały. Jęknęła i osunęła się nieprzytomna na ziemię. Baron rzucił się jej z pomocą i stał się kolejną ofiarą potwora. Wściekły bazyliszek przycisnął wampira do ściany pozbawiając tchu i przytomności. Pozostali widząc co się dzieje zmobilizowali swe siły i z większą zaciekłością rzucili się do walki. Świszczały kule, fruwały ostrza. Z każdą chwilą bazyliszek tracił coraz więcej krwi. Z każdym ciosem uchodziło z niego życie. Zawył rozpaczliwie i rzucił się przed siebie roztrącając wampiry łapami. Najwyraźniej postanowił zabrać ze sobą tak wielu wrogów ilu się da. Alukard, Kacper, Kopidol i Ggmxm oberwali najmocniej odczołgali się więc na bok oddajac pole walki tym którzy jeszcze byli w stanie. Skeleton korzystając z zamieszania wlazł na niewielkie wzgórze i skoczył na potwora rozłupując mu czaszkę na pół. Bazyliszek spojrzał na niego z wściekłością. Zrobił kilka chwiejnych kroków i padł martwy...
   Zmęczone wampiry pozbierały swych rannych towarzyszy i usiedli plecami opierając się o potężne cielsko. Czekała ich jeszcze długa droga powrotna...

Nowy Dom

   Kiedy po raz pierwszy otworzyłam oczy nie przypuszczałam nawet jak wielki jest ten nowy świat. Dziś, kiedy właśnie mija 6 lat mego istnienia tutaj, wciąż jeszcze nie wpełni zdaję sobie sprawę z jego ogromu. Nekropolia dalej jest dla mnie nieznanym lądem , gdzie przeszłość znika we mgle zapomnienia, a przyszłość drży w obawie przed nieznanym. A musicie wiedzieć, że los tutaj jest bardzo kapryśny...
   Z Dworu Blackwood, gdzie się narodziłam trafiłam na statek Ye Old Nick dowodzony przez kapitana Raladana. Przygód z nim i jego załogą przeżytych nie sposób opisać. Stali się moją rodziną na długie lata, które jednak minęły zbyt szybko. Mój przybrany Ojciec opuścił Nekropolię nie wiedząc, że skazuje nas na zagładę. Jakiś czas dryfowaliśmy bez celu, aż w końcu nasz ukochany Ye Old Nick zatonął, a nas, rozbitków, zimne fale wyrzuciły na brzeg. Tak oto zaczęła się moją wędrówka... Wędrówka, która od samego początku prowadziła mnie do miejsca w którym teraz jestem.
    Kings of Shadows - oto mój nowy dom, oto moja nowa rodzina. Tu kończy się moja samotna podróż i rozpoczyna nowa, wielka przygoda. Pod przewodnictwem wampirzycy Bea, z tyloma wielkimi wojownikami u boku po raz pierwszy od zatonięcia Ye Old Nick nie boję się tego co przyniesie przyszłość...