Pan Ciemności był znudzony. Nawet cotygodniowe Areny nie zapewniały już mu takiej rozrywki jak kiedyś. Chciał czegoś więcej. Czegoś co przykuje uwagę i odpędzi nudę. Jego wzrok padł na Kings Of Shadows... Uśmiechnął się. Z pewnością ten poniedziałek zapamiętają na długo.
LaCocaine, Markusss, Dagda, MartaSan, Rael, Agina, Koniec, Yuhii, Kirindark, VanderLip i Grandeubriacone czekali razem z pozostałymi wampirami aż Areny zostaną rozlosowane. Wreszcie do małego, ciasnego i zatłoczonego pokoju wszedł demon. Skrzywił się i z pogardą przebiegł wzrokiem po zgromadzonych wampirach. Wyciągnął z kieszeni pogniecioną kartkę i wyczytał kilka imion. Między innymi Markusssa i LaCocaine. Wampiry natychmiast rzuciły się do drzwi. Markusss zdążył jeszcze poklepać LaCocaine po plecach, a Real pomachała wesoło do Yuhiego zanim zagoniono ich do osobnych pokoi.
- Macie to ubrać. – Demon rzucił LaCocainie pięć identycznych uniformów. Już miał wyjść, ale Rael złapała go za rękę. – A co to za nowe obyczaje? – Jedyną odpowiedzią jaką otrzymała było lodowate spojrzenie istoty. Demon strząsnął z obrzydzeniem jej dłoń ze swego ramienia i wyszedł trzaskając drzwiami. Nie było wyjścia. Wampiry niechętnie zaczęły naciągać na swoje ubrania przyniesione kombinezony. Z trudem mogli się w nich rozpoznać. Agina wykonała kilka wymachów rękami, żeby sprawdzić czy przypadkiem te nowe wdzianka nie ograniczają ruchów, ale było jej dość wygodnie wzruszyła więc tylko ramionami. Chwilę później rozległ się gong wzywający do wyjścia i otworzyły się drzwi. Agina, LaCocaine, MartaSan, Koniec, Rael i Grandeubriacone wyszli na arenę. Przed nimi otworzyła się przestrzeń niemal zupełnie zapełniona jakimiś skrzyniami i gruzem. W niektórych miejscach widać było fragmenty muru. Natychmiast zaczęli się rozglądać za najlepszymi pozycjami do walki. LaCocaine wyciągnął swoją broń i powoli, najciszej jak potrafił zaczął przedzierać się na stronę wrogów. Z tej odległości ze swoimi nożami dużo nie zdziała.
Koniec wspiął się na na wpół zburzony mur. – Jest ich pięciu. Ubrani podobnie do nas. – Krzyknął do reszty, nie przerywając obserwacji. Coś mu się w tym wszystkim nie podobało. Nagle olśniło go. Z przerażeniem spojrzał na Martę. Ta właśnie zajęła pozycję i namierzyła już swój pierwszy cel. Cocaina był już kilka metrów od przeciwników. Nie widząc co zrobić Koniec wyskoczył na środek areny i zaczął machać rękoma. Było już jednak za późno. Marta słysząc zamieszanie otworzyła ogień, przeciwnicy odpowiedzieli tym samym. Zanim ktokolwiek zdarzył dowiedzieć się o co chodzi Koniec już nie żył. Potem wszystko potoczyło się szybko. Wrogie kule dosięgły LaCocaine, Rael, Grandeubriacona, Martę a na końcu Aginę.
Walka była skończona. VanderLip rozejrzał się po polu bitwy. Poszło nawet nieźle. Sześciu wampirów z wrogiej drużyny leżało martwych. Nie obyło się bez strat, Markusss i Dagda zginęli, a Kirindark ledwie trzymał się na nogach, ale nagroda jaką zdobyli z pewnością była tego warta. Yuhii klepnął go w ramię przechodząc obok. Kierował się prosto do szaleńca, który na początku walki wyskoczył na środek areny wystawiając się na łatwy cel. Był tuż obok niego, kiedy zabrzmiał gong kończący starcie i przywracający wampiry do życia.
Yuhii zbladł jak ściana. Przed nim w błocie leżał Koniec. Chwilę trwało zanim domyślił się co tak na prawdę miało tu miejsce. Podał rękę Końcowi i pomógł mu wstać. Reszta dołączyła do nich. Nic nie mówili, nie musieli. Ramię przy ramieniu ruszyli w stronę wyjścia. Nie odwrócili się nawet kiedy sakiewki z pieniędzmi dla zwycięzców uderzyły o ziemię.
Na tej arenie nie było zwycięzców. Dwie drużyny Kings of Shadows ze spuszczonymi głowami wróciły do zamku. Pan Ciemności z nich zakpił, zmusił do bratobójczej walki, a jednak Beata wiedziała, że wygrali. Mimo wszystko byli rodziną i to było najważniejsze. Uśmiechnęła się do siebie. Teraz już wiedziała, że przetrwają wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz