Noc była jasna, bezchmurna. Na niebie lśniły miliony gwiazd, a księżyc w pełni spowijał świat srebrzystym światłem. W takie noce nic się nie działo, a wszystkie miasta były widoczne jak na dłoni. Nie było mowy o jakimkolwiek ataku. Wartownik ziewając zszedł na chwile ze swojego posterunku. Dlatego nikt nie zobaczył jak dwa cienie przeskakują zamkowe ogrodzenie i znikają w otaczającym go lesie. Koty ruszyły na łowy. Las był ich domem i tej nocy objęły go we władanie. Niczym duchy bezszelestnie przeskakiwały powalone pnie i wspinały się na drzewa. Wskakiwały wprost w krąg cieni by patrzeć jak te uciekają z przestrachem. Nikt nie ośmielił się stanąć im na drodze. Tylko tutaj czuły się naprawdę dobrze.
Jak dwa ciała kierowane jednym umysłem koty doskonale odczytywały swoje intencje i reagowały natychmiast na najdrobniejszą nawet zmianę zachowania. Dlatego kiedy tylko Puma zatrzymał się Irbis wiedziała, że w pobliżu jest ich zdobycz. Ruszyli półkolem trzymając się wiatru wiejącego im prosto w nozdrza. Zapach jelenia był wyraźny. Koty zwolniły, przykucnęły, węszyły przez chwilę, po czym ruszyły przed siebie na lekko ugiętych łapach. Wreszcie zobaczyły go. Był piękny, ogromy, jego kasztanowa sierść lśniła w blasku księżyca. Ogromne poroże zawadzało o najniższe gałęzie. Dziś z pewnością nie pójdą spać głodni. Irbis przyczaiła się w krzakach niemal pod nosem pasącego się jelenia, Puma w tym czasie zaszedł go od prawej i czekał. Kocica skoczyła, ale jelenia już tam nie było. Odskoczył i pognał wprost do czekającego już na niego drugiego kota. Puma miał więcej szczęścia, Kiedy zwierzę przebiegało obok niego wbił pazury w jego bok. Już miał ponowić atak kiedy las zamarł. Na chwilę na srebrnej tarczy księżyca pojawił się olbrzymi czarny cień. Koty już wiedziały że tej nocy zapolują na większą zdobycz. W jednej chwili zupełnie straciły zainteresowanie rannym jeleniem pozostawiając go swemu losowi i popędziły w miejsce gdzie wylądował smok.
Byli naprawdę blisko. Każdy włosek w ich futrach aż elektryzował od magicznej aury, która otaczała smoka. Przysiedli nisko na łapach i z brzuchami dotykającymi niemal ziemi zagłębili się w cień krzewów. Był tam. Siedział na niewielkiej polanie pośród drzew, idealnie czarny zdawał się pochłaniać światło księżyca i gwiazd. Na ułamek sekundy koty wstrzymały oddech porażone pięknem istoty, którą za chwilę zamierzały zabić. Najciszej jak potrafiły zmniejszyły dystans jaki ich dzielił. Wszystkie te wysiłki były jednak bezcelowe. Smok dokładnie wiedział gdzie czają się koty i tylko czekał na ich ruch.
Puma wyskoczył pierwszy. Ruda strzała w ułamku sekundy wbiła kły i pazury w grzbiet bestii. Drapiąc i gryząc rozrzucał na bok czarne łuski i ranił miękką skórę znajdującą się pod nimi. Irbis zastosowała inną taktykę. Rzucała się na smoka, zadawała kilka ciosów i odskakiwała. Tylko to przedłużyło jej życie. Rozwścieczony smok nie mogąc zrzucić Pumy ze swojego grzbietu wzbił się kilka metrów w górę i runął w dół miażdżąc kota. Chwilę później Irbis dostała się w jego łapy. Jedno silne uderzenie wysłało ją prosto w najbliższe drzewo. Smok ryknął triumfalnie i wypuścił z ogromnej paszczy kłąb dymu. Uznał walkę za skończoną. Rozłożył czarne skrzydła i odleciał w tylko sobie znanym kierunku.
Wstawał świt kiedy koty odzyskały przytomność. Poranione, zmęczone i głodne wróciły do zamku. Z trudem pokonały wysoki mur i zaszyły się we własnych komnatach liżąc rany zarówno te fizyczne, jak i te zadane ich dumie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz