Wampiry to dumne zapatrzone w siebie istoty. Rzadko zauważają świat dookoła, a już prawie zupełnie nie widzą ludzi. Rodzina Kings Of Shadows nie jest inna. Większość z nich ledwie zdaje sobie sprawę z tego, że nie mieszkają w zamku sami. Jeszcze mniej wie, że ubrania same się nie piorą, korytarze nie sprzątają, a drinki same nie wskakują na stół. Te wszystkie czynności wykonuje służba i jest jej w zamku naprawdę dużo, ale przecież nikt nie zwraca na nią uwagi...
Plan był idealny. Bea tej nocy dała wolne całej służbie, a zamiast nich do zamku wprowadziła żołnierzy z zamku Midian. Nikt z mieszkańców Kings Of Shadows nawet nie zorientował się, że miała miejsce taka zamiana i wszyscy spokojnie zasnęli w swoich łóżkach. A raczej prawie wszyscy... Było już grubo po północy, kiedy Wolek i Ggmxm wytoczyli się z zamkowej tawerny. Szli korytarzem najciszej jak potrafili, starając się nie obudzić reszty. Szło im dobrze dopóki Wolkowi na drodze nie stanęła stara zabytkowa waza. Stolik zakołysał się, a waza z hukiem roztrzaskała się o podłogę. Nieco zdeprymowane wampiry rozejrzał się dookoła. – Hej Ty! – Zawołał Ggmxm widząc przekradający się korytarzem cień. – Posprzątaj to. – Rozkazał, po czym złapał Wolka za rękę i pociągnął wgłąb korytarza wprost na czekających już tam Stanleya i Shadow. Zanim zdążyli wyciągnąć swoją broń napastnicy powalili ich na ziemię i związali. Na szczęście waza narobiła tyle hałasu, że ze swoich pokoi zaczęły wyglądać zaciekawione wampiry. Arahan, którego komnata znajdowała się najbliżej, pierwszy ruszył do walki raniąc swoimi zaklętymi pałkami trzech obcych. Widząc kiepską sytuację kolegi Kacper rzucił mu się z pomocą i w ostatniej chwili śmiertelnie ranił podkradającego się od tyłu CelnicKa. – Dzięki. – Uśmiechnął się Arahan i zniknął w tłumie walczących. Kacper wzrokiem poszukał następnego przeciwnika. Zirael zbliżał się już do niego z mieczem w jednej dłoni i sztyletem w drugiej. Wampiry skinęły sobie głowami i rozpoczął się zabójczy taniec. Pięści Niebios z łatwością parowały ciosy. Ich siła była tak duża, że Kacper cofając się wreszcie oparł się plecami o ścianę. Teraz już nie miał innego wyjścia jak tylko zaatakować. Na ułamek sekundy stracił koncentrację i ta sekunda kosztowała go życie. Sztylet z zabójczą precyzją wbił się w jego serce.
Tymczasem za zakrętem walka nieoczekiwanie została przerwana pojawieniem się gołego Jacolda. Irbis była właśnie zajęta unikaniem ciosów Gutola, kiedy Jacold zawinięty w ręcznik wybiegł ze swego pokoju. – Co się tu dzieje? – Wrzasnął ściągając na siebie uwagę walczących. W tym samym momencie ręcznik powoli osunął się na ziemię. Wampirzyca tak się na niego zapatrzyła, że zupełnie zapomniała o tym co się dzieje dookoła. – Irbis! – Upomniał ją Alukard. Odwróciła się w samą porę aby zobaczyć lufę akacza wymierzonego prosto w nią. Chwilę później otoczyła ją przyjemna ciemność. Alukard, który nie zdążył się uchylić przed mieczem Lorda Mariusza, dołączył do niej. Właśnie w to zamieszanie wkroczyła Bea, z niesmakiem patrząc na porażkę swoich ludzi. Pokręciła z niedowierzaniem głowę i wycelowała swe uzi w Gutola, który wciąż jeszcze stał pochylony nad ciałem Irbis, posyłając go w długą drogę do piekła. Rozejrzała. Niedaleko od niej Rotarr usiłował sobie poradzić z Anti, ale nie szło mu najlepiej. Anti nie mogąc użyć swojej broni zaczął splatać czar. Bea próbowała mu przeszkodzić. Było już jednak za późno. Magiczna błyskawica przeszyła ciało Rotarra. Bea zaklęła pod nosem i poszła zobaczyć jak radzą sobie inni.
Nagisa do tej pory obserwowała wszystko zza uchylonych drzwi swojej sypialni. Nie bardzo mając jak włączyć się do walki. Teraz jednak okazja nadarzyła się sama. Zadowolony ze swojego zwycięstwa nad Alukardem Lord Mariusz przeszedł tuż obok jej pokoju zupełnie jej nie zauważając. Ostrożnie wysunęła lufę przez drzwi i wystrzeliła serię prosto w jego plecy. Wampir odwrócił się i padł martwy. Nad jego ciałem stał Myszowaty z dymiącym uzi w dłoni. Puścił oczko do Nagisy i zniknął za rogiem. Wampirzyca pobiegła za nim. W dwójkę mieli większe szanse na przeżycie. – Musimy dotrzeć do reszty. – Rzucił Myszowaty kiedy mijali ciała Valkirii i Aginy. Nagisa mocniej zacisnęła dłoń na broni.
VanderLip stanął w progu pokoju i zapiął rozporek. Rozejrzał się w nadziei, że gdzieś w pobliżu jest Bea i będą mogli wrócić do środka skończyć to co zaczęli. Niestety nie było jej nigdzie w zasięgu wzroku. Był za to Jacold bezskutecznie próbujący zawiązać ręcznik. VanderLip spojrzał na niego lekko zaskoczony, po czym wzruszył ramionami. – W sumie czemu nie... Niepotrzebnie traciłem czas na ubieranie się... – Przeciągnął się leniwie i ruszył ku odgłosom toczącej się walki.
Pozostali przy życiu obrońcy zbili się w ciasną grupkę i gradem kul zasypywali pojawiających się w pobliżu wrogów. Kiedy VanderLip do nich dołączył szala zwycięstwa zdawała się przechylać na ich stronę. Od celnych strzałów Airy, Zmory, VanderLipa i Bruka śmierć poniosło czterech napastników. Bea uśmiechnęła się. Nareszcie wzięli się do roboty. VanderLip podszedł do niej i objął ją w pasie. Delikatnie ugryzł ją w szyję. – Później... – Wyszeptała. – Mnie tłum nie przeszkadza. – Zaśmiał się Van i przycisnął ją do ściany. Właśnie ten moment napastnicy wybrali na swój ostateczny atak.
Nagisa, Aira, Bruk, Zmora i Vendetta zginęli pod pierwszym ostrzałem. Kolejna seria dosięgnęła VanderLipa. Bea zdąrzyła jeszcze podnieść swoje uzi i oddać kilka strzałów. Walka była już jednak przegrana, a klanu Midian nic nie mogło powstrzymać. Chwilę później kule dosięgły ją i Jacolda. Jako ostatni zginęli Bai Lang i Arahan.
- Dziękuję wszystkim za udział w ćwiczeniach. To już koniec. – Elza stanęła na środku korytarza z kpiącym uśmiechem na twarzy. – Wygląda na to że wygraliśmy.
- Nie ciesz się tak. – Warknęła Bea piorunując ją wzrokiem. – Jeszcze się odegramy.
- Nie wątpię. – Zakpiła Elza. Machnęła ręką do swoich wampirów i śmiejąc się opuścili Kings Of Shadows.
Bea patrzyła za nią z wściekłością. – Posprzątajcie ten bałagan. – Złapała VanderLipa za rękę i pociągnęła go do swego pokoju. Dopiero kiedy drzwi się na nimi zatrzasnęły wampiry odetchnęły. Może nie będzie tak źle...